Jako, że jestem ogromnym słodyczożercą, czego całym swoim sercem i przyszłymi problemami z cellulitem żałuję- nie obejdzie się bez czekolady.
Dzisiaj na tapetę biorę tabliczkę czekolady z Lewiatana z nadzieniem Toffi.

Kosztowała mnie całe 1,49zł ponieważ jak to Pani kasjerka ujęła: dobrze się sprzedają. Przyznam, że rzuciłam okiem czy ta cena nie jest spowodowana tym, że termin ważności jest dłuższy niż 2 dni. Mam 5 miesięcy, więc w ostateczności można uwierzyć w słowa kasjerki: "spektakularny smak i sensacyjne wrażenia po zjedzeniu, naprawdę jest dobra!" CHOCIAŻ po tym, jak nie wydała mi grosika, automatycznie wchodzi na listę zamieszanych w spisek przemieniania etykiet (bo z czymś takim też się już spotkałam).
Byłam przygotowana na wszystko: na białą powłoczkę (którą wszyscy tak kochamy), na smak pseudoczekoladowego króliczka wielkanocnego którego babcia rzetelnie dopatruje od 4 miesięcy w barku, coby się wnusia ucieszyła, na brązową, twardą i nie dobrą płytkę "kakao",
ale nie było źle.

Co do składu i tak dalej: bardzo zdziwiło mnie (aż sobie poczytałam w internecie-
klik) że w składnikach znalazłam tłuszcz roślinny shea. Będąc bombardowaną z każdej możliwej strony reklamami cudownego masła shea, które pomoże nawet na rozstępy, suchą skórę, podrażnienia i takie tam, nie ukrywam: zdziwienie moje było nie małe :) Oprócz tego znajdziemy to, co w każdej innej czekoladzie: mleko w proszku, serwatkę, miazgę kakaową, cukier, e-ee-eemulgatory (co ciekawe- te same które są w Wedlu (lecytyna sojowa i E476- czymkolwiek to jest) no i nie mniej niż 50% nadzienia. Nie jest to najgorszy wynik. Omówienie tabeli byłoby strzałem w kolano, ponieważ... no jest to czekolada
jednak i niektóre wartości nie sprzyjają trądzikowej cerze młodych oraz boczkom i oponkom u młodszych ale też starszych. Także to zadanie zostawiam waszym sumieniom. Ale mimo wszystko smakuje!
I tutaj nie ma za grosz ironii- ta czekolada
naprawdę jest dobra! Może i toffi nie wypływa po naciśnięciu kostki- jest bardziej w stanie skupienia stałym niźli ciekłym, ale w porównaniu z Wedlem, którego też dzisiaj zakupiłam, nie wypada najgorzej.
Nie jest (aż tak!) słodka, jak nadzienie do czekolady mlecznej z nadzieniem czerwona pomarańcza i mango wspomnianej już firmy. Tym to się idzie dopiero zasłodzić. I to dwiema kostkami! Dobre cholerstwo, nie można powiedzieć że nie, ale na dłuższą metę- od czekolady chce się spać (broń Boże żeby było ciepło, bo kima od razu), a przy sobie trzeba mieć coś do popicia, bo aż przełyk przytyka.
A dodając do tego, że wyjście 'lewiatanowskie' nie kosztuje znowu tak bardzo dużo, to myślę że jak dopadnie mnie głód (myślę, że szczególnie kobiety zrozumieją o co mi chodzi), w portfelu wyliczę marne 1.60, a do autobusu będę miała 15 minut, to bez wahania schylę się na najniższą półkę, rozciągnę trochę kości i pochłonę parę kawałków. Jak na szybkie "docukrzenie" jest to dobra opcja. Kolejny produkt, o którym mało się mówi, a jest dobry. Na koniec powiem wam, że Przeźmierowo, czyli miejscowość, gdzie jest produkowana czekolada (
W Przeźmierowie powiat poznański (...)
znajdują się między innymi: szkoła podstawowa
, kościół pw. św. Padewskiego
, pasaż handlowy
, sklep Żabka
, dyskont Netto (...) ) nie ma się czego wstydzić. Przeźmierzanie (lub Przeźmierorzanie? yy) ! Macie dobrą czekoladę!
Zawsze mnie zastanawiało, czym podyktowane jest miejsce na fabrykę takich produktów. Konkurs na śmieszną nazwę? Linia komunikacyjna? Przetarg? Czy to jest tak samo jak z lotniskami- blisko dużych aglomeracji, bo tak..? Dunno. Może ktoś mnie uświadomi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
co myślisz?