24 lipca 2016

Gejowskie pierogi

Stęskniłam się trochę za hejtem produktów w Polskich sklepach- toteż wracam! Tjjaa.. po raz kolejny, z mocnym postanowieniem poprawy.
Do rzeczy!

Przyznaję, że dzisiejszy obiekt zachwalań bądź też przekleństw kupiłam około miesiąc w temu w owadzim dyskoncie za 5,99zł. Jak się okazało, trafiłam na TYDZIEŃ JAPOŃSKI.

___

Pierwsze co już muszę skomentować to to, że irytuje mnie brak oryginalności ze strony Cebulowych marketingowców... Skoro we wszystkich sklepach typu Lidl jest już coś takiego jak "Tydzień Amerykański" "Tydzień Włoski" "Tydzień Sraki" to na miłość boską nie powtarzajcie wszystkiego jak leci! Klienci naprawdę chcą różnorodności, my nie krowy- jedną trawą się nie nażremy! Tylu Was tam siedzi, i żodyn nie ma dobrego pomysłu? Żodyn?!

___

W związku z tym, że tydzień był azjatycki, a ja mam tyle wspólnego z krajem kwitnącej wiśni, co owczarek niemiecki do whiskasa- stwierdziłam: OKEJ. Spróbuję! 


Moje spaczone oko, na pierwszy swój rzut przeczytało Pierożki Gejoza- także pozostańmy przy tej nomenklaturze, bo przynajmniej będzie śmiesznie.
Jak już mówiłam, nie znam się na kuchni azjatyckiej, ale od czego przecie jest Biedronka i Wikipedia. Pierożki te (jak twierdzi napis na opakowaniu) to jedno z najsmaczniejszych dań Japonii, produkowane wg. specjalnej receptury blablablabla charakteryzują się bardzo cienkim ciastem ze specjalnej mąki pszennej. 
Ze strony graficznej nie ma się do czego przyczepić, czcionka iście japońska (huehue), walnęli tam nawet kod QR jakby ktoś się chciał dokształcić na temat garmażerki- wszystko niby spoko. No właśnie. Niby. 
Ale po kolei!


        - Dopiero teraz zauważyłam, że pierożki były do 13.06 także już oczyma wyobraźni widzę mój dzisiejszy upojny wieczór. Taka sytuacja.-

Nie powiem, bo jakby produkt był z Tofu to nawet bym go nie tknęła na półce, ale ten dopisek na różowym tle "z kurczakiem" wybrał za mnie- mięchooo! 
Co do składu: pierogi jak pierogi- 60% farszu w tym 35% warzyw, 16 % kućak a cała reszta to zioła, przyprawy i dobrze nam znane E-tegesy. Na próżno szukać tabeli wartości odżywczych. Nie wiem, czy się już grafikom nie zmieściła, dzięki konturowi wyspy po prawej? Czy jakoś tak zapomnieli? Cinszko stwierdzić- ale i ocenić przydatności dla naszego organizmu nie zdołam. 



Niezwykle kuszące, nieprawdaż? Ale po poszukiwaniach, znalazłam też w środku sos sojowy!


Jako, że jestem kobietą bezkonfliktową i zwykle robię to o co się mnie poprosi (tak Ola) - działałam zgodnie z instrukcją. Pierogi wrzucić na małą patelnię, układając je w finezyjny wianuszek, podsmażyć aż się zarumienią, a potem dusić pod przykryciem, zalewając całość dania ok 1/2 szkl wody. Jak przeczytała, tak zrobiła!

Pierogi przysmażyły się dość szybko, wydając z siebie smakowity dźwięk i mniej smakowity zapach. Trochę spędziłam nad tą patelnią, więc było to już kwestią czasu, kiedy znajdę pieroga wyglądającego jak maska zapaśnika.


Ale to taka dygresja! 


Zalałam wodą, przykryłam i czekam "aż cała woda odparuje- około 4-5min" , jak mi kazali panowie z Nowego Sącza na opakowaniu. I czekam....i czekam....i czekam, po 8 minutach moje żarcie na tyle pochłonęło tej wody, że całe się rozciapało i musiałam je wyławiać z patelni. Yay. Instrukcje tak bardzo pomocne. 
Po wyłożeniu na talerz nie wyglądają wcale najgorzej na świecie:


Inna sprawa ze smakiem. 

Otóż drodzy przyjaciele: większego gówna to ja w życiu nie jadłam. 
Nie wiem czy jest to wina tego, że produkt był po dacie (chociaż był cały czas w zamrażarce), czy tego że trochę się rozgotował, czy tego że wypadałoby go najzwyczajniej w świecie za psem rzucić- NIE WIEM. 
Wiem tylko tyle, że pierwszy raz odkąd piszę tutaj recenzje i ogólnie robię sobie posiłki mrożone- po pierwszym kęsie wywaliłam całe danie do kosza i popiłam sporą ilością soku. Nie polecam. Nie kupujcie. Wystrzegajcie się. Łe i fuj.


Ciasto rzeczywiście jest zupełnie inne niż to nasze, farsz??? bardziej warzywny niż mięsny, czuć kapuchą tak, że o ja pitolę. Jestem turboniezadowolona i ogólnie zła na świat i czasoprzestrzeń.
Nie sprowadzajcie gejowskich pierogów do Biedronki- ja was błagam. Skoro to jest najsmaczniejsze danie Japonii - to niech tam zostanie. 

14 grudnia 2015

Serowelove vol2

Jako, że małymi krokami zbliża się końcówka grudnia, a co za tym idzie- amatorskie Wigilie wśród znajomych, współpracowników blisko, przydałoby się mieć jakiś plan awaryjny, gdyby chipsy nie wystarczyły, koreczki nie zapchały a barszcz...noo..nie wyszedł. 
Prezentuję jeden z nowszych pomysłów Biedronki, inspirowany Pizzą Hut:

Pizza mrożona  PAPA PEDRO wypełniona serem!



 Na pierwszy rzut oka widać że pomysł jest chamsko zerżnięty z nowej oferty Pizzy Hut, także tylko czekam, aż znajdę w Bierdonce czy jakimś innym Lidlu wersję pizzy "korony" serowej. Myślę, że to jest kwestia czasu ;) Może i Biedra jest portugalska, ale jakiś Cebulak w marketingu siedzi i wie co zrobić, żeby sprzedaż wzrosła.



Nie czarujmy się, żadna pizza mrożona nie wygląda zbyt pięknie, a już szczególnie taka, która kosztuje niecałe 5zł ( kawałek czasu temu w promocji wyłapałam za 4,50zł)! 
Może i urodą specjalną nie grzeszy, jak na mączny placek oczywiście, ale jest idealnym przykładem dlaczego tak rzadko kupuje mrożonki, i czemu tak bardzo mnie wkurzają. Powód na poniższym obrazku:



Najgorsza rzecz na świecie, to rozkład składników. NIGDY mi się jeszcze nie zdarzyło, żeby jakiekolwiek składniki były równomiernie rozłożone na pizzy. Wątpię, aby było to robione przez ludzi, także maszyny mają konkretny "rozrzut" z wszystkim. Grr! 



Wartości odżywcze? Czytając skład bardzo się zdziwiłam, że nie ma wszystkich E-tegesów, ale nie ukrywając- nie jest to najzdrowszy posiłek, który możemy sobie zafundować (chociaż wszyscy o tym wiemy, ale przecież każda pizza jest pyszna!).
Zaskakująca jest też trasa, jaką musiała przejść decyzja na wyprodukanie tego produktu (brzmi zawile jak nie wiem co :D ). Otóż, z opakowania dowiadujemy się, że pizza została wyprodukowana dla Jeronima w Kostrzynie na zlecenie Freibergera w Warszawie, przez Freibergera w Berlinie! Czyli, op raz kolejny dowiadujemy się, że w Polsce to już się nie opłaca NIC produkować, bo nawet placek z salami musimy importować z Niemiec. Brawo my!



Co do samego smaku- nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Jednak ponownie muszę napisać, ze nie jestem zbyt wiarygodną osobą w ocenie rzeczy serowych- bo tak. Pizza smakuje nie jak mrożona (o dziwo!), miejscami nawet jest chrupiąca! (#wow #pieseł) Ser też nie jest najgorszy, czuć że zrobili mieszankę wszystkiego co zostało na linii produkcyjnej, ale przeważa smak mozzarelli i topionki, co mnie się osobiście bardzo podoba i propsy mają.
Nie jestem w stanie powiedzieć, czy cena jest aktualnie taka sama czy niższa, bo trochę czasu jednak minęło, a ja też zbierałam się do tej recenzji jak srać za morze.
W każdym bądź razie- polecam z całego serowego serduszka wszystkim zgłodniałym sztudentom.